Ancoron
WidowMaker
Dołączył: 21 Kwi 2017
Posty: 27
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z domu pod pękniętym niebem
|
Wysłany: Śro 10:51, 18 Paź 2017 Temat postu: Bezsenność |
|
|
Chłopiec patrzy na księżyc, wydaje mu się tak bardzo wspaniały, majestatyczny i wolny. Wielki satelita, któremu nikt nie jest w stanie nic rozkazać, stały i niezmienny w swej ciężkiej wędrówce po nieboskłonie, lecz samotny. Samotny tak jak dziecko patrzące na niego z balkonu. Piękna noc i czyste niebo, nieskrywające przed ludzkim spojrzeniem gwiazd.
Czarny ślad, siniec, na twarzy dziecka, niewidoczny w mroku, tak jak i rozcięta warga. Noc skrywa prawdziwe oblicze rzeczy i dzięki temu jest wspaniała. Samotna łza spływa po policzku, lecz nikt nie jest w stanie jej zauważyć, tak jak pustki w sercu, pustki, której nie da już się zapełnić. Księżyc jest tak daleko, a jednocześnie blisko. Wystarczy zaledwie jeden krok, by do niego dotrzeć, lecz stamtąd nie ma powrotu, pozostanie jedynie bezsenność.
Stać się gwiazdą, być czymś wspaniałym, to zawsze było marzeniem chłopca, jedynym marzeniem wartym zapamiętania. Dzięki temu trzymał się życia, a ciosy ojczyma nie sprawiały bólu, przynajmniej nie aż takiego bólu. Nawet złe słowa serwowane przez ludzi nie miały znaczenia, przecież nie dotarłyby one aż do gwiazd, co to, to nie. I to jest właśnie tak cudowne. Tam, daleko na niebie, jest inny świat, gdzie ból nie ma racji bytu i wszyscy są szczęśliwi. Tutaj? Ludzie są źli, w każdym siedzi potwór, uniemożliwiający wzniesienie się do gwiazd, zarówno sobie jak i innym. Ludzie są słabi, czasem po prostu pękają, mają dosyć, wiedzą, że jest tylko jeden sposób na ucieczkę. Niestety ostateczny.
Chłopiec się uśmiecha, szeroko, pokazując pokrwawione zęby, dwóch nie ma, pozostały jedynie czarne dziury. Twarz puchnie.
- Gdzie jest ten pierdolony gówniarz? - dobiega z mieszkania, wspierane odgłosem bicia matki chłopca.
Za długo to trwa, wreszcie wolność i spokój.
- Żegnaj, mamo - szepcze i uśmiecha się, z trudem, jest cały opuchnięty. - Będzie dobrze. Już wkrótce...
Chłopiec wychyla się za balustradę i leci, wolny, słysząc płacz dręczonej matki, czując wyrzuty sumienia, bowiem stchórzył. Uciekł, nie pomógł, zostawił ją z bestią.
Nieopodal, stara sąsiadka, jak zwykle łasa na odgłosy przemocy domowej patrzy z namaszczeniem na skok wolności, po czym zasuwa zasłonę, jakby nigdy nic. Nie chce mieć nic wspólnego z patologią, nic dziwnego, lecz... patologia jest w każdym z nas.
Chłopiec czuje się wolny, wiatr chłodzi jego ciało, a księżyc patrzy przyjaźnie. Na dole czeka tata, uśmiecha przez łzy. Dziecko płacze ze szczęścia i uderza o bruk.
Kość pęka, łamie się, krew szybko spływa pomiędzy kamienie. Chłopiec się dławi, pluje, patrzy na swe powykręcane ciało, drgające w agonii.
- To nie boli - mówi z siłą i chwyta ojca za rękę. Szczęśliwy. Razem ruszają na księżyc, wolni.
Deszcz obmywa ziemię, posoka spływa do kanalizacji, pozostawiając powykrzywianą skorupę, która, już niedługo, będzie ściskana przez zrozpaczoną, łkającą matkę o naznaczonym opuchlizną obliczu. Potem już tylko sznur. I pętla, stołek usunięty spod nóg, chwila strachu, i wolność, prawdziwa wolność. Bezsenność wśród gwiazd...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ancoron dnia Nie 22:44, 29 Kwi 2018, w całości zmieniany 1 raz
|
|